Gwiazdka z nieba i inne roszczenia

Gwiazdka, urodziny, Walentynki, Dzień Kobiet czy Dzień Zagubionej Skarpetki... wszystko jedno! Każdy pretekst jest dobry. Bo wprost uwielbiam dostawać prezenty. Zwłaszcza od mężczyzny. Zwłaszcza kwiaty (jestem staroświecka czy banalna?). Dlatego ucieszyłam się, gdy któregoś zwyczajnego dnia, podczas porannego rytuału zabijania much, zapukał do mnie kurier z naręczem słoneczników. Kolejny bukiet. Nawet nie musiałam zerkać na bilecik. Doskonale wiedziałam, że to przesyłka od Pana Ex-Czcigodnego! Z resztą wysyłał mi nie tylko kwiaty. Niedawno dostałam od niego wręcz idealny prezent urodzinowy. Nie byłam pewna czy bardziej niepokoiło mnie to, jak bardzo był idealny (prezent, nie Ex-Czcigodny). Czy też fakt, że idealne prezenty dostawałam dopiero jako jego była żona. Tak bardzo nie starał się nawet, gdy ze sobą randkowaliśmy!    

Ale czy prezent na wczesnym etapie randkowania to w ogóle dobry pomysł? Czy ma wpływ na to jak ocenię randkę? Czy decyduje o tym czy spotkam się ponownie z absztyfikantem? 


Cóż, by znaleźć odpowiedź na to pytanie nie potrzeba zaglądać do kryształowej kuli. Wystarczy przyjrzeć się losom moich (uwaga, spoiler!) byłych absztyfikantów...  

Pan Rolnik zalecał się do mnie w czasach, gdy jeszcze byłam prawowitą singielką, nie taką z odzysku. Innymi słowy, daaawno temu. A jednak dokładnie pamiętam do dziś, gdy otworzył mi drzwi swojego auta, a tam czekała na mnie tabliczka czekolady oraz róża. To zrobiło na mnie wrażenie. Oprócz tego romantycznego drobiazgu, Pan Rolnik miał do zaoferowania znacznie więcej. Konkretnie kilka hektarów pola. A i silną wizję zostania matką jego dzieci. A jednak z tej mąki nie byłoby chleba. Nie zostałabym nią, nawet gdyby to było kilka hektarów plantacji kakao. I gdyby wręczył mi całe naręcze czekoladek oraz róż. Nie dostał nawet nigdy takiej szansy, bo kolejnej randki nigdy nie było.

Czyżby jego prezent był nazbyt przewidywalny?

Z całą pewnością z biegiem lat otrzymywałam coraz wymyślniejsze podarunki. Najciekawsze? Cóż... trochę tego było. Na przykład, czekolada z Japonii z kwiatem wiśni. Ale z całą pewnością do końca moich dni nie zapomnę innego egzotycznego podarunku. O ile pudełko czekoladek wzmaga pracę ślinianek, o tyle małe welurowe puzdereczko przyprawia o szybsze bicie serca. Jeśli to setna randka z rzędu, a wręczający kobiecie mężczyzna jest niebrzydki, majętny i nie posiada już więcej żon, to bicie serca może oznaczać miłość. I bardziej, niż możliwe, że w pudełku znajduje się dowód tej miłości, tj. pierścionek. W moim przypadku walące serce oznaczało raczej czyste przerażenie. To była ledwie pierwsza randka! Facet był w trakcie rozwodu. I wyglądał na co najmniej dekadę starszego, niż na zdjęciu w aplikacji. Pewnie bym zeszła na zawał, ale okazało się, że w pudełku były "tylko" kolczyki i bransoletka. Uroczo? Yyy... Uroczy jest chomik śpiący cały dzień w jednej pozycji. 

Kto, na miłość boską, obdarowuje nieznajomą kobietę tak kosztownymi prezentami? Kto? Otóż, handlarz biżuterią... I tylko tyle o nim napiszę, bo więcej już nigdy się nie zobaczyliśmy... 

Wobec tego kim jest zatem mężczyzna, który wręcza na randce ... gadżet erotyczny?! Albo raczej co chce przez to powiedzieć... Gdyby był drugim Greyem już dawno by mnie ewakuował swoim helikopterem do luksusowego apartamentu. Tymczasem marzliśmy gdzieś pośrodku lasu w jego samochodzie, który bardziej przypominał lodówkę. To był Dzień Kobiet. Dawno już zapadł zmrok, a na zewnątrz było przeraźliwie zimno. Temperatura niespodziewanie wzrosła, gdy wyciągnął coś... z rozporka. Och, to by było zbyt oczywiste. Z bagażnika dobył pięknie opakowany prezent. Był nim... wibrator. Nie wydawał żadnych odgłosów, bo brakowało w nim baterii. A jednak przemawiał bardziej dosadnie, niż sam wręczający: nie będzie więcej spotkań. Grafik jego delegacji był niekompatybilny z moim. To był prezent pożegnalny.

A może lepszym prezentem są słowa i czyny, niż rzeczy materialne? Z pierwszego założenia z pewnością wychodzi niejaki Pan Ośmiornica. W dniu moich urodzin nagrał mi ponad pięcio-minutową laurkę. Prosto z Brukseli! Jego kwieciste życzenia przeplatały się ze słodkimi komplementami pod moim adresem. W sumie szkoda tego wysiłku. Równie dobrze mógł te pięć minut spożytkować na dłubanie w zębie. Lub nosie. Ja w nosie miałam ckliwości na odległość. Pragnęłam tylko jednego. Spotkać się z nim twarzą w twarz. Spotkałam się jednak z głuchą ciszą, gdy zasugerowałam taki obrót spraw...

W związku z tym wieczorem tego dnia przyjęłam zaproszenie Pana Żołnierza, który zamiast czczych słów przeszedł do rzeczy, przechodząc tym samym moje oczekiwania. Kolacja, którą sam przygotował smakowała wybornie przy świecach i z lampką truskawkowego wina. Ale jeszcze lepiej deser, czyli kąpiel w pianie czekoladowej. Ta znikła dość szybko. Ale nie tak szybko jak romantyczny nastrój. Ten ulotnił się, gdy tylko zapytałam Pana Żołnierza o jego oczekiwania wobec naszej relacji. 

Klasyka.

Nieustraszony w walce na froncie, amator skoków spadochronowych, spawacz konstrukcji stalowych o nie mniej twardych mięśniach bał się deklaracji i zaangażowania. 

Standard.

Miałam niepokojące wrażenie, że mogłam go poprosić o cokolwiek: kwiaty, wino, czekoladki, nowe łóżko, naprawę samochodu, świeże krewetki i croissanta na śniadanie, a nawet gwiazdkę z nieba. Każde życzenie było dla niego rozkazem, a on - jak to Pan Żołnierz - był przystosowany do ich wypełniania. Ale to jedne życzenie było już nieznośnym roszczeniem... 

Dramat.


Najwidoczniej krzywym podmuchem zdmuchnęłam świeczki na moim torcie urodzinowym, bo kolejne tygodnie przyniosły mi wysyp tak bardzo nieudanych randek, że nie sposób im nie poświęcić oddzielnego artykułu. Może skuteczniejsze od nich są spadające gwiazdy? Nie zaszkodzi spróbować. Na szczęście zbliżała się właśnie noc Perseidów. A ja otrzymałam zaproszenie na wspólne ich wypatrywanie na pustyni. To nie była Sahara. I to nie był Craig David. Ale ta randka przebiegała wedle iście hollywoodzkiego scenariusza. Zupełnie jakby ktoś w jeden dzień chciał mi wynagrodzić wszelkie trudy i znoje ostatnich spotkań, z których wracałam z poczuciem utraconej godności, czasu, a nawet pieniędzy... Tym kimś był Pan Ziółko. Działał kojąco jak herbatka z melisy i dziurawca. Po tym jak oprowadził mnie po swoim mieście, zafundował przechadzkę po ścieżce wodnej, pizzę w bajecznym parku, niczego sobie lody, romantyczny zachód słońca, byłam skłonna odwołać wszelkie oszczerstwa adresowane do mężczyzn pochodzących z odmętów aplikacji randkowych. A potem  nastąpił ten moment. Leżąc na rozgrzanym letnim słońcem piasku otulona kocykiem z jednej strony i ramieniem Pana Ziółko z drugiej, wpatrywałam się w niebo pełne spadających gwiazd. Jak w filmie. Tamtej nocy niebo było czyste i klarowne. Moje myśli też.

 Czego życzyć sobie więcej? 

Niczego. Naprawdę. Ale raczej kogo

Ta była naprawdę idealna randka. Zawierała wszystkie obowiązkowe elementy. I ten moment byłby idealny. Gdyby spadająca gwiazdka spełniła tylko jedno moje życzenie. Chciałbym tą randkę i ten moment przeżyć z kimś... innym. Pan Ziółko pozostawiał wiele do życzenia... Ba, choć świecił najjaśniej wśród aktualnych absztyfikantów, nazajutrz ukazał się upadłą gwiazdą. Ale dał mi na koniec spotkania prezent. Ciepłą bluzę z kapturem. Wreszcie zrobiło mi się ciepło. 

Prezenty na randkach, nie tylko słowa czy czyny, są ważne

Miłosne trofeum? 

Raczej pamiątka po kimś kto choć na chwilę był ważny w naszym życiu. Mówią coś o charakterze spotkania i samym człowieku, który nam coś po sobie zostawia. Nie powinny być ani zbyt kosztowne, ani zbyt tandetne. Są raczej gestem deklarującym, że ktoś coś chce z siebie dać. Czymś konkretnym i namacalnym. W przeciwieństwie do tego, co prezentują sobą sami mężczyźni, których ostatnio spotykam. Chyba, że... że spadająca gwiazdka ma większą moc spełniania życzeń. 

To się wkrótce okaże. Dostarczyłam jej sporo materiału, znaczy absztyfikantów, do przerobienia. Czy znajdzie się wśród nich ktoś, kto zamiast obsypywać mnie tylko czułymi słówkami i prezentami, po prostu sam w sobie będzie prezentem. Znaczy, zaangażuje się?  

Nie mogę się doczekać odpowiedzi na to pytanie.

Aurora

Komentarze

  1. Oby tak! W międzyczasie poproszę wpis o nieudanych randkach z szczegółowym opisem absztyfikantów 🤣

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro Ex tak się stara, to może coś z tego będzie hm...🫠

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro wszyscy inni też tak się starają to może coś z tego będzie hmm ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Przejedzona bełkotem

Rozmiar ma znaczenie