Ten pierwszy raz... w cukierni

Pocieszające w życiu jest to, że nawet mając blisko 38 lat, zawsze możesz liczyć na jakiś swój pierwszy raz. Pierwszy kredyt. Pierwszy siwy włos. Pierwszy rozwód. Owszem, są to nieco inne "pierwsze razy", ale zawsze to coś... Jednak ten naprawdę trudny miał dopiero nastąpić. 

Mój pierwszy raz z aplikacją randkową.

Niby nie miałam wielkich oczekiwań. A jednak fala gorąca zalewała mnie jak małe tsunami. Czyżby to pierwsze symptomy menopauzy? A może to był ten rodzaj ekscytacji, kiedy odwracasz pierwszą stronę nowo zakupionej książki. Lub otwierasz okno w długo nie wietrzonym domu? Co tu dużo mówić, nie tylko wychyliłam się przez to okno, ale wręcz przez nie wypadłam. I przepadłam. Na dobre trzy godziny! 

Wybaczcie. Ale to było jak wizyta w cukierni po nazbyt długim poście. Tylko na które ciacho się zdecydować? Jeśli zdecyduję się na zbyt wiele na raz, wyjdzie mi to bokiem. I właściwie nie poczuję smaku żadnego. Wiem, co mówię, jestem dziennikarką branży cukierniczej! 



Na szczęście, jak to w szanującej się cukierni, większość ciastek miała etykietę z krótszym lub dłuższym opisem. Zaczęłam przeglądać kolejne profile. Dziesiątki profili. Pilnie czytać. Przyglądać się. Badać. Zastanawiać się czy któryś z nich jest psychopatą. A może wszyscy?! STOP! To szło za daleko. Research robiłam, pisząc artykuły. A tu chodziło przecież o coś innego. 

Szukałam... no właśnie, czego? 

I kogo?

Z całą pewnością nie kandydata na męża nr 2. Przecież dopiero, co się pozbyłam... Pardon, rozstałam się z jednym. Szukałam kogoś na... niezobowiązującą randkę. Dobrą kawę w choćby umiarkowanie miłym towarzystwie. Rozmowę o niczym i wszystkim. Niegroźny flirt. Ewentualnie kino. Wobec tego postawiłam na najbardziej niezawodny sposób znalezienia odpowiedniego kandydata. 

Intuicję. Wyostrzyłam zmysły i tak po prostu wybierałam te ciastka, które przemówiły do mnie zanim zamieniliśmy ze sobą jakiekolwiek słowo. A jednak to słowo wypadało w końcu ze sobą zamienić. I w tym momencie jedyna w swoim rodzaju cukiernia przeistaczała się nagle w obcą planetę, na której dukasz zamiast mówić, bo właściwie nie wiesz w jakim języku się tu porozumiewać.

"Cześć"? "Dobry wieczór"? A może "jak się masz"? 

Cholerka.

Jak to możliwe, że ktoś, kto od blisko 15 lat pracuje pisząc, nie wie, co napisać... Jak to się robi w tym wieku? Znaczy w XXI wieku. I w wieku 38 lat też. Niestety, aplikacja, którą wybrałam wymagała, by to kobieta pierwsza wyszła z inicjatywą. Stety, posiadała funkcję wysłania automatycznego pytania w stylu: "wolisz pomidorową czy rosół" albo "określ swoje wymarzone miejsce na randkę". Nuuudy

Postawiłam na klasę i prostotę, ufając, że ponadczasowe "Jak ci mija wieczór" wydobędzie z każdego to kim tak naprawdę jest i co ma do zaoferowania. Nie myliłam się. 

Jedni odpowiadali dopiero po jakimś czasie. Inni od razu. Jedni przynudzali, opisując mi jak budowali szcześciopaka podczas wizyty na siłowni. Inni, czarowali błyskotliwymi opowieściami o pracy na budowie. Jeszcze inni - ci inteligentni i kulturalni - po krótkiej odpowiedzi szybko odwracali uwagę w moim kierunku. A byli i tacy, którym z jakiegoś powodu nie chciało w ogóle się pisać i nagrywali wiadomości głosowe. Konkretnie, dyszeli do telefonu i niskim głosem proponowali, bym wpadła na drinka. I po drodze zahaczyła o monopolowy, bo właśnie skończyło im się whisky. Niestety, tak było. Weryfikacja była prostsza, niż mogłam przypuszczać. 

Wizyta w jedynej takiej cukierni poskutkowała satysfakcjonującymi zdobyczami. Zabrałam ze sobą sporo słodkości. Ale zanim wgryzłam się w jakiekolwiek, postanowiłam im się z bliska poprzyglądać. Gdybym wiedziała, co mnie czeka, zabrałabym ze sobą butelkę wody i prawdziwe ciastko. W przeciągu następnych dni biegłam prawdziwy maraton. Ale właśnie dlatego, że to był maraton, pozwolę sobie rozłożyć go na poszczególne etapy, w kolejnych postach... 

Aurora

Komentarze

  1. Świetne porównanie do cukierni! Czekam na dalszy ciąg opowieści!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Przejedzona bełkotem

Gwiazdka z nieba i inne roszczenia

Rozmiar ma znaczenie