Uciekając przed obrączką

Będąc przez 7 i pół roku zaobrączkowaną, wciąż uciekałam. Laptop i klawiatura. Spotkania biznesowe na drugim końcu Polski. Reportaże, eventy, prelekcje. Ludzie, historie, słowa. Tak, moją najulubieńszą formą ucieczki od małżeństwa była praca. Na szczęście, było to proste do wykonania, będąc dziennikarką i właścicielką firmy eventowej. Praca  w mediach trwa często nawet w weekendy. Praca we własnej firmie nigdy się nie kończy. Idealnie! Tak oto szybko z czerpiącej garściami z uroków życia i beztroskiej singielki przeistoczyłam się w businesswoman na pełnych obrotach. 

Gdy tylko zdjęłam obrączkę, nagle z dnia na dzień mój zapał do dalekich podróży i kolejnych zleceń spadł do zera. Tak po prostu, nie musiałam już uciekać. Chociaż... Coś mnie prześladowało. Obrączka. Nie. W żadnym wypadku nie moja.



Wciąż gonili za mną żonaci i zajęci faceci. W pewnym momencie miałam wrażenie, że to wręcz przypuszczona na mnie z jakiegoś powodu inwazja.  Gdziekolwiek się znajdę tam wzbudzam zainteresowanie płci przeciwnej. Poderwać mnie próbują starsi i młodsi. Brodacze i wąsacze. Chude szczypiory i rosłe miśki. Wszystkich ich łączy jedno - są zaobrączkowani. I bardzo chciałabym na tym stwierdzeniu poprzestać, ale jest coś jeszcze gorszego. O zdecydowanej większości z nich nigdy nie powiedziałabym, że to rogacze! 

A może w pewnym wieku faktycznie zostają już same odrzutki i zaobrączkowani? Cóż, być może nie istnieją okulary przewciobrączkowe, które skutecznie pozwalają w tłumie wykryć ciacha zarezerwowane od tych, które można w spokoju zabrać do domu. Ale z całą pewnością nowoczesne aplikacje randkowe są zasobne w filtr określający status matrymonialny danej osoby! Tylko... czy nowocześni mężczyźni mają jeszcze w sobie filtr zwany sumieniem? Innymi słowy, czy to, że ktoś w świecie wirtualnym określa się singlem ma cokolwiek wspólnego z prawdą? A może traktują to wyłącznie jako ksywkę w wirtualnej grze, w której jednym kryterium jest chuć?

Cóż... zawsze marzyłam by zostać detektywem. Ale w tym wieku nie miałam czasu na dociekania kto mówi prawdę, a kto łże jak pies rogacz! Postanowiłabym być sprytniejsza. I zanim wejdę w flirty, zastosować własne, znacznie bardziej niezawodne filtry

Po pierwsze. Należało wybrać odpowiednią aplikację. Jaką? Nie miałam najmniejszego pojęcia! Wiedziałam raczej, której NIE wybrać. Tindera skreśliłam podwójną grubą kreską i zaznaczyłam czerwonym wykrzyknikiem. Co do pozostałych... Tu należało się wykazać wyrafinowanym sprytem. Innymi słowy zawrzeć w profilowym opisie słowo: "dziecko". Wiedziałam, że jeśli napiszę o swojej sympatii do dzieci momentalnie uciekną ode mnie wszyscy z obrączką. A do tego też całe pokłosie innych niedojrzałych ancymonów. 

Ale i na tym nie poprzestałam. Postanowiłam wyostrzyć filtr. I dopisać, że oprócz dzieci, lubię też chomiki. Wiedziałam, że w ten sposób odstraszę sztywniaków, a przyciągnę odpowiedniego faceta. Ten kto potrafi zachwycić się tak niepozornym, delikatnym i zabawnym stworzeniem, będzie też potrafił dostrzec... moją wartość. 

Do jednozdaniowego opisu dołączyłam trzy zwyczajne zdjęcia. Całość operacji zajęła mi nie więcej, niż... 3 minuty.  Czy moje filtry poskutkowały tak jak sobie to założyłam? Trudno byłoby to opisać w kilku zdaniach, dlatego idę zaparzyć sobie kawy melisy, po czym pozwolę sobie na kontynuowanie tego wątku w kolejnych wpisach.

Komentarze

  1. Chomik zawsze prawdę Ci powie...ciekawa jestem, czy i tu okaże się, że przyciągnie do Ciebie kogoś ciekawego!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Przejedzona bełkotem

Gwiazdka z nieba i inne roszczenia

Rozmiar ma znaczenie