Powiedz "nie"

A więc powiedziałam "tak" Panu Totti. Gdy zaproponował wycieczkę nad jezioro. A także, gdy zapytał czy możemy położyć się nad jeziorem na jednym kocyku. Wreszcie, gdy wyraził nieodpartą chęć posmarowania mojego ciała olejkiem do opalania. I gdy położył rękę na moim udzie. By ta szybko i dziwnym trafem omsknęła się na bardziej wypukłe rejony ciała.

Tylko dlaczego, skoro cała byłam na "tak", czułam wewnętrzny opór?  



To nie jest tak, że nie czułam żadnej chemii. Mimo okalających jego oczy delikatnych zmarszczek, które w zupełności miały prawo tam gościć po blisko 50 latach życia, Pan Totti był przystojny. Do tego pewny siebie, szarmancki i w bezczelny wręcz sposób zjadał mnie wzrokiem. Z pasją opowiadał o gotowaniu, zbieraniu ziół i swojej pracy w drewnie. Nie był jednak typem romantyka, który zamiast wystawiać faktury, pisze miłosne poematy. Był właścicielem agencji reklamowej i znanej marki akcesoriów kucharskich. Do tego też posiadaczem dwóch samochodów. Mieszkania w centrum Krakowa. I... wielu kobiet. Nie, nie haremu. Były wśród nich córka oraz matka, którą się opiekował. A także 7 innych, z którymi tworzył dość długie związki. Ale... mając tyle lat można chyba mieć też tyle związków za sobą. Poza tym, trudno się dziwić, że tak wiele kobiet było na "tak" wobec tak apetycznej partii. 

Tymczasem, Pan Totti zbliżył się do tej partii spotkania, kiedy to on nie potrafił już dłużej opierać się mnie. Zanurzył się w moich ustach.

Uff, ale gorąco

Czy to żar namiętności czy może słońce tak grzeje?

Najwyższa pora dać nura do jeziora! Schłodziłam nogi w lodowatej wodzie. I omiotłam wzrokiem bajecznie piękną okolicę. Długo wpatrywałam się w granatową nieruchomą taflę. Jakbym czegoś tam wypatrywała. Czegoś na kształt... macki ośmiornicy?

Cholerka.

Nadal o nim myślałam. Minął tydzień od ostatniego spotkania. Po którym on przepadł jak kamień w wodę. A jednak Pan Ośmiornica na tyle zapadł mi w pamięć, że wciąż czułam na sobie jego zapach. I smak jego ust. Czułam podskórnie, że ta opowieść ma przed sobą jeszcze kilka kolejnych rozdziałów. A jednak dałam sobie stanowczy zakaz jakiegokolwiek pisania do niego. Jeśli facet jest na "tak", sam napisze. I wykona kolejny krok.

Tak jak Pan Totti. Być może ze względu na wiek, a może bardziej na chuć lub też z innej mniej znanej mi przyczyny Pan Totti robił nie tylko kilka kroków w przód, ale wręcz biegł. Kolejne dni zmieniły się w maraton telefonów, wiadomości, zdjęć i spotkań. Aż w końcu nadszedł ten moment. A właściwie to pytanie...

To było niedzielne popołudnie. Byłam po spacerze z udziałem mojej siostry oraz dwóch rozkosznych dziewczynek, czyli jej córek, a także sporej ilości popcornu oraz lodów. Innymi słowy, moje serce było spokojne i nic nie zapowiadało tego, co miało nastąpić. Pan Totti zaprosił mnie, bym odwiedziła go podczas eventu, w którym brał udział jako wystawca. Toteż ruszyłam na... targi terrarystyczne. 

Moim biletem wstępu miało być hasło podane przez Pana Tottiego. Brzmiało: żona. Na dźwięk tego słowa słowa wzdrygłam się jak ukąszona przez węża. W rzeczy samej Pan Totti stał gdzieś na hali otoczony wężami, jaszczurami, pająkami i innymi okropieństwami. Ta historia nie mogła się dobrze skończyć... A jednak miło spędziłam czas. Okazało się, że oprócz niego, jest sporo innych wystawców oferujących rękodzieło. Kupiłam kilka drobiazgów, wydając sporo pieniędzy i wróciłam do Pana Totti. 

Nieświadoma czyhającego zagrożenia, usiadłam na jego kolanie, gdy on podszedł mnie sprytnie i po cichu jak wąż. Widząc na moim palcu pierścionek zapytał czy i przyjmę kiedyś ode niego. Kiedyś... ? Bardzo kiedyś. Możliwe. I bardzo możliwe, że nie. Pan Totti nie przestawał jednak wić się wokół tego tematu, ściskając mnie w talii coraz bardziej. Chciał pójść o krok dalej. Chciał bym była tylko jego. Wpatrując się we mnie maślanym wzrokiem, tu i teraz oczekiwał jasnej deklaracji. 

Poczułam szybkie i mocne bicie serca. Czyżby to... zawał?! A może...

Powietrza! Chyba się duszę!

Musiałam wyjść na zewnątrz. Złapać oddech. I... uciec? Najpierw się pożegnać. W rzeczy samej to był koniec targów. Czyżby tylko targów? Zwykle dwoje ludzi na pożegnanie mówi do siebie "cześć", "papa", "do zobaczenia" lub ewentualnie "był ogień, kiedy znów wywołamy pożar?!". Ja miałam na ustach tylko jedno słowo: "nie!".  Pan Totti miał coś w sobie.

Ale... 

Pan Mecenas chciał zabrać mnie na przejażdżkę jego nowym samochodem. 

A Pan Fizjoterapeuta obiecywał podróż samolotem do niego do Paryża.

Pan Żołnierz proponował lody.

Pan Barista na kawę, ma się rozumieć.

Pan T. kawę, rogalika, ptysia, eklerka i gorącą czekoladę. 

Pan Czytelnik trzy lampki wina.

A ja na każde z tych zaproszeń byłam na "tak". Nie, nie chodziło o Paryż... Zwykły apetyt przerodził się w obżarstwo? Hm... Chyba najzwyczajniej w świecie nie byłam gotowa. Zbyt głęboko tkwił sztylet wbity przez mojego byłego. I za bardzo oplatały mnie macki Pana Ośmiornicy. Tymczasem on ciągle tkwił pod wodą. Znaczy, milczał. Tak jak i ja. Czyżby był na nie? A może... Tak właśnie dzieje się, gdy nie wiemy czy jesteśmy na "tak" lub "nie". 

Im bardziej ja mówiła "nie" Panu Totti, tym bardziej on chciał bym już była na "tak". Typowy samiec... Czyżbym ja zachowywała się jak typowa niezdecydowana kobieta, która sama nie potrafiła określić czy aktualnie schrupałaby coś na słodko czy może na ostro? Czy chcę obiad, deser, a może tylko przekąskę? A może jest tak, że ta chęć jest adekwatna do tego, co akurat zobaczymy na talerzu. Może raz powiedziawszy komuś niewłaściwemu "tak", aż zbyt bardzo wiedziałam czego i kogo chcę. Może Pan Totti to zwyczajnie nie był ten. 

Aurora


Komentarze

  1. Mnożą się ci absztyfikanci jak grzyby po deszczu 🤣😅

    OdpowiedzUsuń
  2. 50 tka to jeszcze nie koniec świata 😅😉🙃

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Przejedzona bełkotem

Gwiazdka z nieba i inne roszczenia

Rozmiar ma znaczenie