To skomplikowane

Będąc członkiem mojej rodziny, właściwie nie sposób przejść na dietę. Co chwilę wypada jakiś powód do zjedzenia tortu. Do świętowania, znaczy się. Przez ostatnie lata dostarczali go głównie moi dwaj bracia i siostra, którzy co rusz przysparzali tych powodów, znaczy kolejnych członków rodziny. Tak oto w ostatni weekend przy suto zastawionym stole celebrowaliśmy kolejne urodziny u mojego młodszego brata. Siedziały przy nim trzy singielki. Siostra zakonna. Moja była teściowa. I ja

O ile siostra zakonna znalazła się tam nieco z przypadku. Moja była teściowa - niczym tort - stanowiła integralną i nieodzowną część każdej imprezy. Jak to? Czyżbym rozstając się z mężem, nie mogła tego samego zrobić z nią? Eh, raczej byłam na nią zwyczajnie skazana. Powinnam się cieszyć, że tym razem była tylko ona... A nie również mój były. Ten akurat grzał tyłek pod hiszpańskim słońcem. 

Zaraz, zaraz... dlaczego wciąż spotykam się w gronie najbliższych z moim byłym, skoro już wiele miesięcy wcześniej uskuteczniłam usunięcie go z grona nie tylko znajomych, ale w ogóle z mojego życia?

Cóż...

To skomplikowane


Żeby to wyjaśnić na moment musimy się przenieść w zamierzchłą przeszłość, kiedy byłam jeszcze singielką z krwi i kości, a nie taką z odzysku. W tamtych czasach, żeby randkować nie potrzeba było aplikacji, tylko tanie wino, obcisła kiecka i szpilki. A jeszcze przyjaciółka! Chodziłyśmy razem na łowy imprezy, a życie wydawało się banalnie proste. Do czasu. W pewnym momencie ona coraz częściej znajdowała wymówkę. Znałam ten schemat. Byłam pewna, że kogoś ma. Tylko dlaczego nie chciała mi o tym powiedzieć? I czemu go ukrywała? 

Dowiedziałam się, gdy ryzyko, że spotkam ją któregoś poranka w moim własnym domu okazało się zbyt dużo. Moja przyjaciółka randkowała z moim własnym... bratem! Szok szybko przerodził się w radość i wesele. Dosłownie. Pobrali się po pół roku znajomości. To było najlepsze wesele na jakim przyszło mi się bawić, a - wierzcie mi - odhaczyłam ich więcej, niż facetów (w tamtym czasie). To było również najbardziej znaczące wesele, na jakim byłam. Bo... to właśnie tam poznałam mojego byłego męża. Nie było by w tym właściwie nic tak szczególnego, bo wiele osób zawiązało bliższe znajomości podczas picia wódki i uczestnictwa w zbereźnych zabawach przy akompaniamencie przaśnej muzyki. Ale to był... jej brat. W dawnych czasach przyjaciółki wymieniały się karteczkami albo naklejkami. W życiu dorosłym jest... 

...brat za brata?

Idąc z nim następnego dnia do kina, nie przypuszczałam, że przerodzi się to w serię randek. Randkując z nim nie zdawałam sobie sprawy, że gdzieś w Paryżu pod pewną znaną wierzą, stanie się moim narzeczonym. A stojąc na ślubnym kobiercu, nigdy nie sądziłam, że jakiś czas potem, przeistoczy się w mojego byłego. Którego spotykam przy urodzinowym stole. Inaczej, przemyślałabym to ze trzy razy. Bo... to skomplikowane

Dokładnie tak samo jak odpowiedź na pytanie dlaczego przy przy tamtym stole siedziała moja była teściowa. A nie, na przykład, Pan Ośmiornica

Po serii upojnych randek i setek wymienionych wiadomości, od których mógłby zapłonąć mój telefon, on zaczął przekładać kolejne spotkania. Najpierw był chory. Potem miał rotację w wojsku. Następnie wyleciał do Holandii na rozmowę rekrutacyjną. By kilka dni później polecieć do brata do Norwegii. I potem do Kielc sprzedać działkę swojej mamy. Bez obaw, też się pogubiłam. Nie zagubiłam swej pierwotnej kobiecej intuicji, która najpierw cicho szeptała, a potem głośnym głosem mówiła, że ktoś tu

leci w kulki

Gdy komuś na kimś zależy, zawsze znajdzie czas na kawę. Albo coś szybszego, jak na przykład, seks. Odpowiedź na to czemu Pan Ośmiornica tego czasu i chęci nie miał nie była skomplikowana. Była prosta jak mój środkowy palec:

ma kogoś innego. 

Ubierając to w odpowiednio mocne i dosadne, by nie powiedzieć wulgarne, ale jakże trafne słowa, których nie wypada mi tu pisać z racji szacunku do moich czytelniczek, opowiedziałam mu o swoich obawach, nagrywając rozemocjonowaną wiadomość głosową. Właściwie to z dziesięć wiadomości. A potem... je skasowałam. Przecież to tylko przelotna znajomość! Nic poważnego. Po co ja to wszystko komplikuję... ?!

Skomplikował to jeszcze bardziej sam Pan Ośmiornica, który z wrodzonym sobie spokojem odniósł się do skasowanych wiadomości, z których zdążył odsłuchać tylko dwie (uff, rozkręcałam się przy trzeciej!). Zapewnił, że absolutnie z nikim się nie spotyka. Nie zmyśla. Ani na żaden inny sposób nie leci w  ch... kulki.

I marzy o objęciu mnie swoimi mackami. Nic z tego nie rozumiałam, a zwłaszcza ostatniego zdania. To się robiło aż zbyt skomplikowane

A w związku z tym, że natura nie zna próżni, na miejsce chwilowo nieobecnego Pana Ośmiornicy, niczym brakująca wisienka na torcie mojego pogmatwania życia randkowego pojawił się ktoś, kto już wcześniej namieszał w moim sercu.  Pan T.  

Podobnie jak na mojego byłego męża (z byłą teściową w pakiecie) byłam skazana na jego obecność w moim życiu. Pan T. był z mojej branży, toteż co rusz spotykałam się z nim na evenatach i targach. Od dziesięciu lat. Nie narzekałam. Między nami był to coś, co sprawia, że rozmowa płynie, iskry lecą, a w powietrzu czuć słodki zapach obiecujący, że przede mną stoi materiał na przyjaciela i kochanka. Idealnie? Sytuacja skomplikowała się, gdy... po pewnym bankiecie trafiliśmy z sobą do łóżka. Następnego dnia zrobił dla mnie wyborne śniadanie. Ja jednak nie mogłam nic przełknąć. W gardle coś mi stanęło. I nie dało się wypluć. Coś małego. Właściwie to trzyliterowego. Słowo: mąż. Pan T. przez cały czas, a zwłaszcza tamtej upojnej nocy, nie miał pojęcia, że formalnie nadal jestem mężatką. Dlaczego mu nie powiedziałam? Eh, to było naprawdę skomplikowane. To był czas, kiedy już podjęłam decyzję o odejściu, a jednak nadal nie odeszłam. Nie mogłam. Ale to zbyt pogmatwane, by się o tym teraz rozpisywać...

To było również dla niego zbyt skomplikowane. Nic dziwnego. Zniknął na chwilę z mojego życia. By teraz znów się pojawić. W jakiej roli? Czy na dłużej? By wyprostować naszą relację? A może jeszcze bardziej namieszać? To się miało wkrótce okazać. Bardziej, niż przytłoczona, czułam się głodna tego, co ma nastąpić.

Aurora

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Przejedzona bełkotem

Gwiazdka z nieba i inne roszczenia

Rozmiar ma znaczenie